Skrypty JS

W najnowszym „Gościu Niedzielnym” – wspólnota drugiej szansy na życie

GOSC.PL

dodane 16.08.2023 15:01

W najnowszym numerze szczególnie polecamy artykuł o tym, dlaczego wielu ludzi wierzy fałszywym przewodnikom duchowym.

W najnowszym "Gościu Niedzielnym" 33/2023
Gość Niedzielny

Białoruskie śmigłowce naruszyły polską przestrzeń powietrzną, imigrantów próbujących się przedostać do naszego kraju znów jest więcej, a niedaleko Przesmyku Suwalskiego mają się  pojawić najemnicy z Grupy Wagnera. Wszystko to brzmi groźnie. Jakub Jałowiczor sprawdza, czy naprawdę jest się czego bać.

„Od początku roku do pierwszych dni sierpnia Straż Graniczna odnotowała 19 tysięcy prób przekroczenia polskiej granicy przez ludzi znajdujących się na Białorusi. Rekordowy był lipiec, kiedy takich incydentów było 4 tysiące. Chodzi zarówno o sytuacje, kiedy imigrantom udaje się przedostać na teren Polski, jak i takie, gdy ktoś podchodzi w pobliże granicy, ale na widok funkcjonariuszy się cofa. Tych ostatnich przypadków jest około tysiąca miesięcznie – poinformowała nas por. Anna Michalska, rzecznik Straży Granicznej. Na przykład 7 sierpnia pogranicznicy uniemożliwili przeprawę 112 osobom z piętnastu państw Azji i Afryki, a następnego dnia 45 osobom – 20 z nich na widok patrolu zrezygnowało z próby sforsowania granicy i wycofało się. Imigranci często próbują przedostawać się przez graniczne rzeczki, takie jak Świsłocz czy Wołkuszanka. Niekiedy usiłują sforsować postawioną na granicy zaporę – zrobić podkop, przejść ponad nią za pomocą drabiny, albo przepiłować pręty. Wszystko to dzieje się, jak podkreślają pogranicznicy, pod okiem białoruskich służb mundurowych. Jedna osoba za pomoc w przeprawie płaci kilka tysięcy euro, przy czym dokładna cena zależy od kraju pochodzenia i od tego, czy chodzi tylko o przekroczenie granicy, czy np. o całą podróż do Niemiec” – pisze Jałowiczor.

Ponadto w numerze:

  • O jazzie i spacerze św. Jacka po wodach Dniepru w rozmowie z Marcinem Jakimowiczem mówi o. Tomasz Samulnik OP.
    „Dla tego, kto na serio angażuje się w poszukiwanie prawdy, w sprawę wiary Bogu, doświadczenie tonięcia bywa nieuniknione. Oczywiście, dobry Bóg może nam go oszczędzić; nie w każdym wypadku musi tak być. Jednak osobiste doświadczenie przebiega inaczej. Doświadczenie wątpienia, niekiedy niewiary – jak pisał Joseph Ratzinger we ‘Wprowadzeniu w chrześcijaństwo’ – na drodze poszukiwania wiary może okazać się pomocne dla jej rozwoju i dla rozwoju ludzkiej osobowości. Tego typu doświadczenie może przyczynić się do odkrywania wspólnoty Kościoła, bo jeśli moja wiara słabnie bądź zanika, inni mogą mnie ‘ponieść’ w tak przeżywanym doświadczeniu. Warto jednak pamiętać, że to wiara, a nie niewiara jest naturalnym stanem dla człowieka. Podobnie jak naturalnym dążeniem człowieka jest dążność do zachowania życia, a nie do (samo)uśmiercania. W sytuacji tonięcia Piotr krzyknął do Jezusa w akcie desperacji: ‘Panie, ratuj, bo ginę’” – mówi dominikanin.
  • Uroczystości pożegnalnych siostrze Elvirze Petrozzi mogliby pozazdrościć najwięksi tego świata. Żadnej pompy, żadnego zadęcia. Tylko celebracja życia. Ks. Adam Pawlaszczyk opowiada o życiu i pożegnaniu zakonnicy, która odmieniła życie tysięcy młodych ludzi. „Ostre światło piemonckiego słońca wpada do ogromnego namiotu, w którym celebrowana jest Eucharystia. Za ołtarzem na wielkim telebimie płonie Duch Święty z bazyliki Świętego Piotra w Rzymie. To ‘płonie’ jest uzasadnione, wszyscy uczestnicy śpiewają bowiem pieśń Rivestiti di luce. Przypomina się początek sześćdziesiątego rozdziału Księgi Izajasza: ‘Powstań! Świeć!’, we włoskim tłumaczeniu oddane właśnie słowem rivestiti. ‘Przyoblecz się w światło i nieś słońce naokoło siebie, przyoblecz się w miłość, bo to miłość poszukuje ciebie’ – śpiewają. Na ołtarzu wypisana sentencja z psalmu o kamieniu odrzuconym przez budujących, który stał się kamieniem węgielnym. Na prostej, skromnej trumnie jedna z sióstr kładzie gałązkę białego bzu przewiązaną białą i niebieską wstążką. Skromnie? Tak mogłoby się wydawać. A jednak to uroczystość, której pozazdrościć by mogli Elvirze najwięksi tego świata. Żadnej pompy, żadnego zadęcia. Tylko… celebracja życia. Momentami mocno skropiona łzami. Pomimo surowego zakazu samej siostry (‘biada wam, jeśli będziecie płakać, gdy się dowiecie, że Elvira umiera!’) chwilami trudno się powstrzymać. Jeden z jej wychowanków staje przy mikrofonie wraz z żoną i dziećmi. Trafił do wspólnoty jako bardzo młody człowiek. – Nie potrafiłem wówczas podnieść głowy – opowiada. – Pozwoliłaś mi na nowo zakochać się w życiu, dzięki temu mogłem pokochać moją przyszłą żonę – dodaje. Jego córka chwilę później stwierdzi: – Pozwoliłaś odkryć życie naszym rodzicom, dzięki czemu mogliśmy otrzymać życie my. Ktoś inny mówi: – Nauczyłaś mnie wybaczać modlitwą”.
  • Lizbona, która przez kilka dni gościła setki tysięcy młodych ludzi, powoli wraca do codziennego życia. To już koniec? A może dopiero początek? Agnieszka Huf zastanawia się, czy wydarzenie, jakim są Światowe Dni Młodzieży, może zmienić coś na dłużej?
    „Kardynał Grzegorz Ryś nie ma wątpliwości, że Światowe Dni Młodzieży są wielkim darem Bożym dla Kościoła. – Widzę tu młodych, którzy są absolutnie rozbudzeni przez Ducha Świętego. Nie tylko przyjmują wiarę osobiście, ale chcą też być jej misjonarzami, apostołami – dzielił się przed Eucharystią sprawowaną dla polskich uczestników ŚDM. Co jednak zrobić, żeby to doświadczenie nie ograniczyło się do kilku intensywnych dni? Zdaniem kardynała ruch leży po stronie duszpasterzy. – Młodzi muszą się upierać, żeby mieć przestrzeń do działania w swoich lokalnych Kościołach. Oni tego chcą. To nie jest jakaś wielka filozofia. Trzeba im dać czas, miejsce, uwagę, trzeba ich słuchać – mówi kardynał. – Byłem z nimi w Taizé, byłem na oazie, teraz jestem tutaj – wszędzie mówią to samo. Oni chcą być już dzisiaj aktywni w Kościele i proszą, żeby im otwierać przestrzeń do życia, do działania” – dodaje cytowany przez autorkę hierarcha.
  • Internetowe łańcuszki modlitewne, Matka Boża na drzewie, nauczanie suspendowanych kapłanów. Agnieszka Huf pyta ekspertów, dlaczego tak łatwo dajemy się nabrać na pseudokatolickie treści. „Aktualnie przeżywamy rodzaj epidemii osamotnienia, nie zawsze uświadomionego. Pod osamotnieniem kryje się silne, niezaspokojone pragnienie bycia w relacji, potrzeba bezpieczeństwa, przynależności, opieki itp. Poczucie przynależności do grupy, wręcz ekskluzywizmu, podnosi samoocenę i zaspokaja niektóre potrzeby. Kolejną kwestią jest podwyższony poziom lęku w społeczeństwie, spotęgowany zewnętrznymi okolicznościami, np. niedawną pandemią, wojną na Ukrainie czy wzrostem cen. Niepewność dotycząca przyszłości zaburza poczucie bezpieczeństwa, co z kolei sprawia, że zaczynamy nadmiarowo myśleć i analizować. W ten sposób umysł chce się przygotować na nadchodzące zagrożenie, mieć je pod kontrolą, co daje ulgę. Tymczasem nauczanie internetowej grupy czy ukaranych kapłanów koncentruje się często na wątkach apokaliptycznych, pojawia się straszenie piekłem, wskazywanie znaków zbliżającego się końca świata, podkreślane jest zepsucie współczesnej cywilizacji i wszechobecne zagrożenie. – Wiele osób szuka ulgi w nauczaniu, które tłumaczy ich stan. To styl radzenia sobie z lękiem polegający na potwierdzaniu. Czuję niepokój i szukam zarówno wytłumaczenia, jak i szybkiego rozwiązania: ‘jest się czego bać, bo świat jest zły, jeśli zrobisz to czy tamto, jeśli będziesz słuchał moich słów, odmawiał określone modlitwy, będziesz bezpieczny’. W tym wypadku działanie zabezpieczające przed zbliżającym się zagrożeniem daje chwilową ulgę, ale to pułapka. Zachowanie ochronne jest równocześnie zachowaniem podtrzymującym wiarę w zagrożenie. Dokładam kolejne modlitwy, słucham kolejnych apokaliptycznych przekazów. To znany mechanizm nerwicowy – wyjaśnia ks. Matuszewski”.
  • Skoro w Polsce jest źle… to czemu jest tak dobrze? Piotr Legutko przygląda się wskaźnikom ekonomicznym i szuka odpowiedzi na pytanie, co stoi za wzrostem gospodarczym Polski.
    „Nigdy wcześniej w historii nie byliśmy tak blisko Europy Zachodniej pod względem poziomu życia. W ciągu minionych trzech dekad polska gospodarka nieustannie rosła, i to w tempie niemającym precedensu. Rosły też wydajność pracy i PKB na głowę mieszkańca, spadało bezrobocie. Polski cud gospodarczy to nie tylko tabelki i wykresy. Nigdy też tak wielu z nas nie deklarowało zadowolenia ze swojej sytuacji materialnej. „Patrzę na Wielką Brytanię i widzę, że w 2030 r. Polska będzie bogatsza od nas” – twierdzi brytyjski finansista Guy Hands. I nie jest w tych prognozach odosobniony. Jak to się stało, że kraj fatalnie zarządzany, z wiecznie skłóconą klasą polityczną, chorym wymiarem sprawiedliwości, kulejącą edukacją, niesprawną służbą zdrowia i administracją osiągnął taki sukces? Skoro zgodny chór rodzimych komentatorów, publicystów i ekspertów dowodzi nam dzień po dniu, jak bardzo w Polsce jest źle… to czemu jest tak dobrze?” – pyta autor.
«« | « | 1 | » | »»
przewiń w dół